
Choć świat dookoła nas wydaje się wieczny, to miał pewnie kiedyś swój początek, a także prawdopodobnie kiedyś będzie miał swój koniec.
Najpopularniejszą teorią dotyczącą powstania wszechświata jest Wielki Wybuch, bo dobrze tłumaczy oddalanie się galaktyk, zaobserwowane przez Edwina Hubble w 1930 roku. Wszechświat się rozszerza, a galaktyki uciekają coraz szybciej. Ekstrapolując wstecz, kiedyś wszechświat mógł być punktem, osobliwością, która następnie przez 14 miliardów lat napuchła do stanu obecnego. Nie jest to żaden pewnik, ale intuicyjnie pasuje.
Dużo mniejsza zgodność panuje odnośnie sposobu, w jaki to wszystko się skończy i kiedy. Nie mówimy o lokalnym końcu Ziemi, pochłoniętej i spalonej przez agonalne Słońce, przekształcone z czerwonego olbrzyma. Rozważamy globalny koniec wszystkiego. Ostatni gasi światło i zamyka drzwi na klucz.
Teorię Wielkiego Chłodu wymyślił Lord Kelvin w roku 1852 roku. Każda gwiazda ma spory, ale skończony zapas paliwa, który kiedyś się zużyje. W przypadku naszego Słońca szacuje się go na kolejne 4 miliardy lat. Zasoby gazów, z których mogą rodzić się nowe gwiazdy, też się kiedyś wyczerpią. Wszechświat będzie wtedy niczym cmentarz, na którym w końcu zgasły wszystkie znicze, ciemny i zimny. Może stać się to za pi razy oko 10 gugoli lat.
Dobra wiadomość jest taka, że Wielkiego Chłodu pewnie nie będzie. Zła natomiast taka, że wszechświat ulegnie zniszczeniu wcześniej z innej przyczyny, wymyślonej w roku 2003 przez naukowców z Uniwersytetu Vanderbildta. Jak wspomnieliśmy, wszechświat rozszerza się coraz prędzej. Dzieje się tak jak przypuszczamy za sprawą ciemnej energii. W pewnym momencie, szacowanym na 22 miliardy lat od teraz, prędkość rozszerzania się będzie tak wielka, że osnowa czasoprzestrzeni po prostu pęknie. A w raz z nią wszystko, co znajduje się we wszechświecie: galaktyki, gwiazdy, planety, pojedyncze atomy.
Mniej więcej w podobnym okresie może dojść do alternatywnego końca. Zamiast rozpadu wszechświata za jakieś 4 miliardy lat może on przestać się rozszerzać i zacząć kurczyć. Podobnie jak piłka rzucona do góry w końcu spadnie na dół, tak nasz wszechświat po kolejnych 18 miliardach lat pod wpływem grawitacji zwinąłby się z powrotem do punktu. Pewnie po drodze cała materia zostałaby wessana do czarnych dziur, a następnie mniejsze czarne dziury zostałyby pochłonięte przez większe. Dość powiedzieć, że Wielki Kolaps byłby odwrotnością Wielkiego Wybuchu. Choć nic nie przetrwałoby ściśnięcia do wszechświata w pigułce, pocieszające jest to, iż mogłaby ona być zaczynem kolejnego, nowego wszechświata i kolejnego Wielkiego Wybuchu.
Choć wydaje się adekwatna, taka nazwa ta nie funkcjonuje w kosmologii, lecz naukowcy faktycznie rozważają, że koniec wszechświata nie musi mieć żadnego związku z katastrofą przestrzeni. Może on nastąpić dużo wcześniej w wyniku końca czasu. Od 1905 roku, kiedy Albert Einstein ogłosił swoją szczególną teorię względności, wiemy, że czas może zwalniać i przyspieszać zależnie od układu odniesienia. A co byłoby, gdyby po prostu się zatrzymał, jak pociąg, którego maszynista nie przyszedł do pracy? Wszechświat bez czasu byłby jak lokomotywa porzucona na bocznicy, zastygły w bezruchu kolos. Czas słabo rozumiemy i postrzegamy go tylko w jednym wymiarze, choć niewykluczone jest zarówno jego istnienie w wielu wymiarach, jak i to, że nie istnieje wcale. Wydaje się, że koniec wszechświata ze względu na koniec czasu jako jedyny by nie bolał.
Platon wspominał o cieniach w jaskini. Obecnie przebąkuje się, bo przecież poważnym naukowcom nie wypada mówić tego głośno, że rzeczywistość może być iluzją. W myśl tej hipotezy wszyscy żyjemy w czymś na wzór wielkiej symulacji komputerowej. Prędkość ograniczona do prędkości światła i relatywistyczna dylatacja czasu w naszej rzeczywistości byłyby prostymi konsekwencjami ograniczeń obliczeniowych nawet tak złożonego systemu, zdolnego do obliczania całego wszechświata. Koniec symulacji mógłby nastąpić w dowolnym momencie na podobnej zasadzie, jak wyłączamy komputer, kiedy już znudzi nam się granie. Natomiast podobnie jak w komputerze osobistym pewnie dostępne byłyby zapisy ze stanem „gry” i wszystkich występujących w niej postaci. Być może nawet można by te zapisy zaimportować do zupełnie nowej symulacji.
Źródło grafiki: (C) Floyd

















