


Zaczęło się od Giganta z Cardiff w amerykańskim stanie Nowy Jork, odnalezionego w 1869 r. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak Boris Karloff z „Mumii” ze studia Universal.
Liczył sobie ponad 3 metry wzrostu i miał być rzekomo skamieliną po jednym z biblijnych gigantów, czyli krzyżówek ziemskich kobiet z synami Boga. W rzeczywistości narodził się jako przedsiębiorczy projekt pewnego wieśniaka, który stworzył gliniany wzorzec, starannie go zakopał, a potem wynajął lokalnych chłystków do dokonania przypadkowego odkrycia. Szybko zaczęto na znalezisku zarabiać – stawka za wypożyczenie wykopaliska na wystawę wynosiła 30,000 dolarów. W tym czasie pomysłodawca stworzenia giganta przyznał się już do mistyfikacji, co nie przeszkadzało kolejnym widzom w podziwianiu tego pseudo historycznego znaleziska. Szybko trafił do Syracuse, gdzie mogły go podziwiać liczne tłumy ciekawskich.
Potem do akcji wszedł sam legendarny PT Barnum – oszust, skazaniec, impresario i showman w jednej osobie. Był najbardziej znanym mieszkańcem Bridgeport, co zresztą spowodowało, że po latach jego podobizna znalazła się na jednej z amerykańskich okolicznościowych półdolarówek (na zdjęciu). Echa pokazu w Syracuse dotarły do jego uszu, podobnie jak sensacja, jaka towarzyszyła całemu przedsięwzięciu. Barnum chciał wypożyczyć Giganta z Cardiff, a po tym jak mu odmówiono, kazał wykonać własnego, który wyglądał jeszcze bardziej realistycznie!
W 1895 roku w irlandzkim Antrim odkryto kolejnego giganta, jeszcze większego i jeszcze bardziej wyglądającego na wyciosanego z jakiegoś kamienia. Wyglądało na to, że europejscy cwaniacy chcieli pójść w ślady kolegów zza oceanu. Lokalizację wybrali sobie zacną, ponieważ w tych rejonach Irlandii Północnej żywe są legendy o gigancie Bernadonnerze. Podejrzenia wzbudzał również fakt, że gigant z Antrim po pewnym czasie zaginął, zanim oczywiście zdążono go należycie przebadać. Tym samym dobrowolnie skazał się na towarzystwo Potwora z Loch Ness i Marsjańskiej Twarzy.
Tekst o wschodnim wybrzeżu Irlandii Północnej
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
W Boliwii znajdują się najstarsze budowle megalityczne datowane na 17 tys. lat p.n.e., ale mogą liczyć nawet setki tysięcy lat (Poznański). Bloki granitu ważące setki ton przycięte są z wielką precyzją, z kątami prostymi zachodzącymi na siebie i szlifem na powierzchni jakby używano lasery. Posiadają idealnie proste krawędzie i równiuteńko rozmieszczone otwory. Budowle znajdują się nawet na wysokości 4 tys. m. n.p.m., gdzie już nie rosną drzewa, które mogłyby służyć do budowy ramp dla przesuwania tak wielkich i ciężkich bloków. W murach świątyni Tiahuanaco znajdują się rzeźbione głowy przedstawiające nie tylko mieszkańców Ameryki Pd., lecz WSZYSTKIE rasy ludzkie naszej planety, a stela pośrodku dziedzińca – Wirakoczę wyglądem wyraźnie odbiegającego od rasy indiańskiej (posiada wąsy, brodę, których Indianom brak) i raczej przedstawia Sumera z dorzecza Eufratu i Tygrysa.