


W filmie „Kingsman: Tajne służby” Matthew Vaughna efektownie wykorzystano prawdziwy wynalazek, choć w niewłaściwy sposób.
Scena nie ma kluczowego znaczenia dla fabuły, więc mam nadzieje, że spoiler nie zepsuje przyjemności osobom, które jeszcze nie oglądały filmu. Młodych kandydatów na szpiegów w szrankach tajnej organizacji Kingsman pewnej nocy budzi woda, zalewająca ich kwaterę sypialnianą. Wkrótce całe pomieszczenie jest po sufit wypełnione wodą, a adepci muszą szybko wymyślić jak przetrwać. Co bardziej łebscy odkręcają węże od pryszniców, wkładają je do sedesów, dzięki czemu uzyskują dostęp do powietrza w rurze kanalizacyjnej.
Każdy sedes ma syfon, w którym zalega woda, dzięki której przykre zapachy z pionu kanalizacyjnego nie przedostają się do pomieszczenia. W teorii można wykorzystać węża prysznicowego, niczym słomkę do napojów gazowanych, żeby przejść barierę wody w syfonie. Jest tylko jeden problem. Pomieszczenie całkowicie zalane wodą działoby jak olbrzymia spłuczka i w rurze kanalizacyjnej stałby słup wody, nie byłoby czym oddychać.
Scena miałaby większy sens, gdyby do pomieszczenia wpuszczany był trujący gaz. Wtedy bariera wody w syfonie sedesu zapobiagałaby przedostaniu się oparów do rury kanalizacyjnej i faktycznie możnaby próbować oddychać powietrzem z pionu. Choć oddychanie w ten sposób wężem prysznicowym skończyłoby się prawdopodobnie zatruciem bakteriami fekalnymi i co najmniej biegunką.
Sedesowy akwalung istnieje naprawdę. Został opatentowany w 1981 roku przez niejakiego Willama Holmesa. Składa się nań elastyczna rurka, która przed ustnikiem ma wbudowany filtr węglowy. Rzecz miała służyć osobom uwięzionym na wyższych piętrach płonących budynków, które mogłyby w ten sposób uniknąć zaczadzenia. Jeśli akurat nie masz pod ręką takiego akwalungu, to można próbować wykorzystać metodę Jamesa Bonda z filmu „Zabójczy widok”, o ile przechowujemy w domu swoją letnią lub zimową zmianę opon. Kiedy James wpadł samochodem do jeziora wykorzystał powietrze w oponie, aby zostać na tyle długo pod wodą, by jego wrogowie myśleli, że utonął. Metoda wymaga dobrze wyćwiczonego dzióbka, po pierwsze trzeba przyjąć „na klatę” ciśnienie, po drugie trzeba umieć językiem wcisnąć bolec w wentylu, żeby cokolwiek poleciało.
Żródło grafiki: pixabay.com
W Boliwii znajdują się najstarsze budowle megalityczne datowane na 17 tys. lat p.n.e., ale mogą liczyć nawet setki tysięcy lat (Poznański). Bloki granitu ważące setki ton przycięte są z wielką precyzją, z kątami prostymi zachodzącymi na siebie i szlifem na powierzchni jakby używano lasery. Posiadają idealnie proste krawędzie i równiuteńko rozmieszczone otwory. Budowle znajdują się nawet na wysokości 4 tys. m. n.p.m., gdzie już nie rosną drzewa, które mogłyby służyć do budowy ramp dla przesuwania tak wielkich i ciężkich bloków. W murach świątyni Tiahuanaco znajdują się rzeźbione głowy przedstawiające nie tylko mieszkańców Ameryki Pd., lecz WSZYSTKIE rasy ludzkie naszej planety, a stela pośrodku dziedzińca – Wirakoczę wyglądem wyraźnie odbiegającego od rasy indiańskiej (posiada wąsy, brodę, których Indianom brak) i raczej przedstawia Sumera z dorzecza Eufratu i Tygrysa.