





Na średniowiecznych płótnach widzimy niemal wszystkich władców z pokaźnymi brodami. To nie była moda, to nie był zwyczaj. Po prostu nie bardzo było jak się golić.
Ludy pierwotne próbowały rozwiązywać problem zarostu za pomocą zaostrzonych narzędzi z metalu lub obsydianu. Owe narzędzia miały to do siebie, że nie dawało się nimi ogolić zarostu do gołej skóry, bardzo łatwo też było się nimi zranić.
Nożyce nieco poprawiły sprawę, ale również nie były w stanie dogolić całości zarostu. Z odpowiedzią na zapotrzebowanie, wynalazcy z angielskiego Sheffield pod koniec XVII wieku wprowadzili do użytku brzytwę. Chowane do drewnianej rączki ostrze miało swoje zalety oraz wady. Do tych pierwszych należała dana brodaczom po raz pierwszy w dziejach możliwość dokładnego ogolenia zarostu twarzy. Brzytwą dało się to zrobić. Tyle że było to narzędzie niebezpieczne – pomińmy fakt, że można było nim kogoś zamordować, ale również wyjątkowo łatwo można było się nim samemu skaleczyć. Dodatkowo, trzeba było ją ostrzyć.
Rozwiązanie problemu przyniósł dopiero XX wiek. Oto na scenę wkroczył amerykański przedsiębiorca King Camp Gillette (1855-1932). Wpadł na pomysł, żeby produkować coś w rodzaju brzytwy, tyle że z wymiennymi ostrzami. Dodatkowo, układ ostrzał byłby taki, żeby uniemożliwiać zacięcie się podczas golenia. W 1901 roku opatentował swój wynalazek. Żyletki zaczęły opanowywać USA, a potem resztę świata. Zdobycie całego globu zajęło im nieco ponad dekadę. W latach 20-tych nie było już praktycznie nikogo, kto by się golił czymś innym niż żyletką w oprawce z wymiennym ostrzem dwustronnym. Po tym gdy ostrze się stępiło, wystarczyło wymienić niedrogo kosztującą żyletkę na nową i dalej używać przyrządu. Nawiasem mówiąc, zaczynały się one przydawać również do depilacji nóg i brwi. Te niecodzienne potrzeby stały się przynależnością gwiazd Hollywood, ale nie tylko.
Firma wynalazcy, Gillette Safety Razor Company przynosiła krociowe zyski aż do kryzysu końca lat 20-tych. Wówczas Gillette poniósł ogromne straty. Wkrótce potem zmarł. Jego nazwisko przetrwało jako synonim najlepszej jakości żyletek.
Źródło grafiki: (C) Piotr Mańkowski
W Boliwii znajdują się najstarsze budowle megalityczne datowane na 17 tys. lat p.n.e., ale mogą liczyć nawet setki tysięcy lat (Poznański). Bloki granitu ważące setki ton przycięte są z wielką precyzją, z kątami prostymi zachodzącymi na siebie i szlifem na powierzchni jakby używano lasery. Posiadają idealnie proste krawędzie i równiuteńko rozmieszczone otwory. Budowle znajdują się nawet na wysokości 4 tys. m. n.p.m., gdzie już nie rosną drzewa, które mogłyby służyć do budowy ramp dla przesuwania tak wielkich i ciężkich bloków. W murach świątyni Tiahuanaco znajdują się rzeźbione głowy przedstawiające nie tylko mieszkańców Ameryki Pd., lecz WSZYSTKIE rasy ludzkie naszej planety, a stela pośrodku dziedzińca – Wirakoczę wyglądem wyraźnie odbiegającego od rasy indiańskiej (posiada wąsy, brodę, których Indianom brak) i raczej przedstawia Sumera z dorzecza Eufratu i Tygrysa.
Marka Gillette jest wyceniana na 24 mld dolarów i zajmuje 121 miejsce w rankingu Interbrand Best Global Brands z roku 2011. Według wycen firmy BrandFinance marka Gillette 7,8 mld dolarów, a według firmy badawczej MilwardBrawd 19,7 mld dolarów.
W latach 50 bodajże, była reklama żyletek (nie pamiętam już czy Gillette), gdzie żona łaziła z podbitym okiem, bo mężowi skończyły się żyletki. Potem kupila jakies markowe i podbite oko miała dwa razy rzadziej. Widziałem ją w jakichś „Zakazanych reklamach” na Polsacie czy innym Jasperze Carrocie. Czyli teraz jesteśmy o 180 stopni po drugiej stronie tego okręgu.