
Czwarty tom serii „Bloodborne” ciągnie dalej komiksową eksplorację świata inspirowanego kultową grą studia FromSoftware.
Tym razem opowieść schodzi jeszcze głębiej w koszmar, gdzie granice między rzeczywistością, snem a szaleństwem stają się całkowicie zatarte. To tom mroczny, niepokojący, a przy tym zaskakująco introspektywny – pełen refleksji o naturze cyklicznego cierpienia i upadku. scenariusze Alesa Kota od początku tej serii były mocno poetyckie, chwilami wręcz hermetyczne – i nie inaczej jest tutaj, mimo że stery przejął Cullen Bunn. W „Królestwie posępnych cieni” fabuła nie prowadzi nas prostą ścieżką; wręcz przeciwnie, przypomina spiralę, która z każdą stroną wciąga czytelnika w coraz głębszy mrok. Bohaterowie – nie do końca jednoznaczni, często uwięzieni między wspomnieniami, złudzeniami a strzępami tożsamości – poruszają się w świecie, który sam w sobie wydaje się chory. Miasto Yharnam pojawia się tu nie tyle jako konkretne miejsce, co jako stan psychiczny – upadła, przeklęta przestrzeń, w której wszystko gnije, a nadzieja to tylko słowo bez znaczenia.
Tom czwarty nie próbuje tłumaczyć świata „Bloodborne”. I bardzo dobrze. Siła tej serii tkwi właśnie w jej tajemniczości – w odczuciu, że każda odpowiedź rodzi kolejne pytania, a żadna z nich nie prowadzi do ocalenia. Mamy tu kilka przeplatających się wątków, w tym historię myśliwych, badaczy i istot, które wymykają się ludzkiemu rozumieniu. Pojawiają się też subtelne nawiązania do mitologii stworzonej przez grę – zarówno w warstwie wizualnej, jak i symbolicznej – co sprawia, że fani oryginału odnajdą tu liczne „smaczki”, choć nie dostaną jasnych odpowiedzi.
Od strony graficznej komiks jest po prostu hipnotyzujący. Rysunki Piotra Kowalskiego, wspierane przez sugestywną kolorystykę Brada Simpsona, budują atmosferę gęstą jak mgła w Yharnam. Kadry są pełne detali, ale nie przeładowane – panuje tu doskonały balans między ekspozycją a niedopowiedzeniem. Twarze bohaterów są pełne emocji, ale to właśnie tło – zrujnowane ulice, złowrogie sylwetki, księżyc wiszący nad światem jak przeklęte oko – nadaje tej opowieści grozę i melancholię.
„Królestwo posępnych cieni” to opowieść o klątwie, o cykliczności upadku i o tym, jak łatwo człowiek może utracić to, co definiuje jego człowieczeństwo. To także przypomnienie, że horror może być nie tylko krwawy, ale też subtelny – tkwiący w poczuciu osamotnienia, lęku przed nieuchronnym i w świadomości, że nic już nie będzie lepsze. Komiks nie daje ukojenia – i nie powinien. Jest wymagający, miejscami niejasny, ale właśnie dzięki temu autentyczny w oddaniu ducha świata Bloodborne.
Dla fanów gry to pozycja niemal obowiązkowa. Dla czytelników spoza kręgu graczy – może być trudna w odbiorze, ale jednocześnie fascynująca swoją atmosferą i wizualną ekspresją. „Bloodborne – Królestwo posępnych cieni” to nie tylko kolejny horror – to artystyczna interpretacja snu, z którego nie można się obudzić. I choć po lekturze może pozostać więcej pytań niż odpowiedzi, to jedno jest pewne – ten tom nie pozwala o sobie zapomnieć.
Źródło grafiki: Egmont

















