




Pojawił się w samym sercu sezonu ogórkowego, jednak dowcipem nie był. Jego truchło budziło swoimi rozmiarami respekt, ale jeszcze większe zdziwienie budziły wystające z niego rogi.
Pierwszy numer Relaksu ukazał się w 1976 r. W zeszycie znalazło się coś, co rzuciło na kolana nawet tych, którzy z historyjkami obrazkowymi mieli już wcześniej do czynienia.
Zdaniem wielu badaczy to pewien Francuz oddał z trawiastego pagórka śmiertelny strzał do JFK. Wyglądał jak Maurice Ronet w filmie „Windą na szafot”, a nazywał się Lucien Sarti.
Zapomnijmy na moment o twórczości Zecharii Sitchina i Ericha von Danikena. Spójrzmy na przepiękny widok z płaskowyżu Giza i pomyślmy o panteonie egipskich bogów.
Każdy interesujący się śmiercią generała Sikorskiego wie jak ważną rolę w gibraltarskiej łamigłówce zajmuje postać polskiego kuriera Jana Gralewskiego.
Temat „snuffu”, czyli relacji na żywo pokazującej rzeczywistą śmierć człowieka objęty jest w kulturze masowej tabu. Żadna poważna stacja telewizyjna go nie dotknie.
Książkę Wacława Subotkina „Tragiczny lot generała Sikorskiego” wydano za czasów PRL. Autor nie zajmuje się snuciem teorii, a jedynie przytacza nieliczne dostępne dokumenty z ’43.
James Tague wszedł do historii wyłącznie z tego powodu, że znalazł się w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednim miejscu. Stał w tunelu na Dealey Plaza, gdy mordowano JFK-a.
Większą niż Stu legendą jest Paul McCartney. Pod koniec lat 60-tych wybuchła plotka, że zginął on w wypadku samochodowym. I że Beatlesi, z jakiegoś niepojętego powodu, tego nie ujawnili i zastąpili go sobowtórem. Kanadyjskim policjantem. Plotka ta stała się strasznie popularnym mitem miejskim, a fani Beatlesów rzucili się robić prywatne dochodzenia w tej sprawie. Zaczęli szukać na okładkach płyt i w tekstach utworów znaków i sygnałów, które miałyby sugerować, że faktycznie jest z Paula trup.