Akcja nowego serialu SF rozgrywa się dwieście lat w przyszłości na skolonizowanych przez ludzi nowych światach i oczywiście w bezmiarze kosmicznej przestrzeni.
Pilot serialu, który premierę w telewizji będzie miał na kanale SyFy w przyszłym tygodniu, a który twórcy udostępnili przedpremierowo w internecie, nakreśla główne wątki i umiejętnie podsyca apetyt na kolejne dziewięć zamówionych odcinków pierwszej serii. Z jednej strony mamy załogę wielkiego kosmicznego trałowca, Cantenbury, który transportuje lód z okolic Jowisza na planetoidę Ceres, który na miejscu zostanie spożytkowany w postaci wody, która na nowych światach jest mocno w cenie. Sama misja jest długa, żmudna i nudna, lecz sygnału SOS z nieznanego statku nagle stawia pierwszego oficera, Jamesa Holdena (Steven Strait) w bardzo trudnej sytuacji.
W tle mamy wielką politykę. Zimna wojna pomiędzy Marsem a Ziemią, która jest o włos od przekształcenia się w otwarty konflikt militarny. Pomiędzy nimi, niczym między młotem a kowadłem jest Pas Asteroid. Pas służy jako rezerwuar surowców dla planet, a jego mieszkańcy mają dośc niewolniczej pracy oraz kiepskiej płacy. Na Ceres, która jest jak stolica Pasa, śledzimy perypetie detektywa Millera (Thomas Jane), która ma zadanie odnalezienia zaginionej dziewczyny i odtransportowanie zguby do jej bogatych rodziców na Księżyc.
Ciężko wyrokować jak będzie dalej, natomiast początek jest bardzo obiecujący. Widać na ekranie rozmach, chociaż często bywa tak, że budżet na pilotażowy odcinek jest największy, bo ten poddawany jest testom publiczności i prezentowany decydentom, a potem się oszczędza. Oczywiście sceny w kosmosie są siłą rzeczy generowane komputerowo i nie wypada to źle. Widzimy efekty nieważkości, monstrualny ciąg silników Epsteina, majestatyczne najazdy na Cantenbury. Widoki we wnętrzach, w statkach, jak i na powierzchni planet kręcone są w studio, na tle prawdziwej scenografii, a nie zielonych plansz. Senariusz jest adaptacją powieści osadzonych w uniwersum Expanse, których autorem jest James Corey. W Polsce dostępne są dwa tomy „Przebudzenia Lewiatana” wydane przez Fabrykę Słów. A obecna dobra passa na telewizyjne seriale kosmiczne trwa, oby jak najdłużej.
Źródło grafiki: Alcon Television
Trzeba przyznać, że tym razem dokonano dobrego wyboru. Książkowe „Przebudzenie Lewiatana” jest niemal wzorcowym przykładem gatunku. Wizja przyszłości, w której w Układzie Słonecznym trwa zimna wojna między wielkimi potęgami – w tym przypadku między Marsem a Ziemią – nie jest niczym nowym. Najgorzej w tej rzeczywistości traktowani są wydobywający surowce w pasie asteroid górnicy i robotnicy, a głównymi bohaterami są kapitanowie statków, politycy i żołnierze – niby to wszystko już było, ale sposób, w jaki to pokazano, nadal wciąga. Realizacja tej wizji to też główny atut serialu, chociaż – inaczej niż na przykład w „Człowieku z Wysokiego Zamku” – nie jest to jedyny atut.