



Na początku lat 80-tych duże firmy robiące gry na automaty nawiązywały kontakty z branżą filmową i wypuszczały konwersji hollywoodzkich superprodukcji.
To zaledwie siedem godzin zabawy, ale jest tam parę momentów wartych grzechu. Zapomnijmy na moment o aferze, jaka rozegrała się wokół premiery Star Wars Battlefront II.
Nigdy wcześniej żadna gra nie miała grafiki jakości filmu animowanego. Nigdy wcześniej animator ze studia Disneya nie był twórcą żadnej z gier. Tych „nigdy” jest jeszcze więcej.
Gra, która swą nowoczesnością przebiła nawet Hobbita, ukazała się pierwotnie w wersji na komputery BBC Micro. Wkrótce potem trafiła na ZX Spectrum oraz inne platformy.
Znamienne, że Lara Croft, choć jej pochodzenie jest komputerowe, na dużym ekranie pojawiła się w postaci Angeliny Jolie a nie kukiełki 3D.
Pięćdziesiątka na karku, wieczna sława twórcy Maniac Mansion i Secret of Monkey Island, nieudana kariera na własny rachunek. Oto Ron Gilbert w pigułce.
Pod koniec lat 60-tych amerykański wynalazca i inżynier, Ralph Baer rozpoczął poważne rozmyślania nad czymś, co nie było związane z codziennością, lecz wybiegało w przyszłość.
Już w piątek 3 czerwca startuje w Warszawie największy w Polsce zlot miłośników gier, planszówek, filmów oraz wszystkiego, co łączy nostalgiczna nutka za wspaniałymi latami 80.
Zork był we wczesnych latach osiemdziesiątych synonimem poważnej, złożonej gry komputerowej. Tekstówki ze świata Zork stanowiły ambrozję spijaną przez wytrawnych graczy.
W weekend 25–27 września w Warszawskiej Szkole Filmowej odbędzie się trzecia edycja największego w Polsce zlotu popkulturowych fanów retro.
Podczas zaplanowanego w Warszawie na 25-27 września konwentu Pixel Heaven jednym z gości będzie legendarny Jeff Minter, od niemal trzech dekad aktywny autor gier.
Czekając na danie główne w postaci gry „Fallout 4”, planowanej na koniec tego roku, możemy spróbować smakowitej zakąski w postaci gry mobilnej osadzonej w świecie Fallout.
Większą niż Stu legendą jest Paul McCartney. Pod koniec lat 60-tych wybuchła plotka, że zginął on w wypadku samochodowym. I że Beatlesi, z jakiegoś niepojętego powodu, tego nie ujawnili i zastąpili go sobowtórem. Kanadyjskim policjantem. Plotka ta stała się strasznie popularnym mitem miejskim, a fani Beatlesów rzucili się robić prywatne dochodzenia w tej sprawie. Zaczęli szukać na okładkach płyt i w tekstach utworów znaków i sygnałów, które miałyby sugerować, że faktycznie jest z Paula trup.