





Kilka drobnych szczegółów z ostatniego przejazdu prezydenta JFK w Dallas mogło zadecydować o innym rezultacie wydarzeń z 22 listopada 1963.
Rankiem owego sądnego dnia padał lekki deszcz. Około godziny 10:00 wiatr przewiał chmury i nastała chłodnawa, lecz słoneczna pogoda. Agenci Secret Service zdecydowali, że prezydencka limuzyna będzie jechała otwarta. Strzały padły około 12:30. Gdyby deszczyk przeciągnął się tylko o dwie godziny, tak do południa, Kennedy na pewno byłby pod osłoną dachu. W wyprodukowanym przez Forda prezydenckim kabriolecie Lincoln Continental było kilka opcji dachu, natomiast na potrzeby przejazdów prezydenta używano tzw. „bąbla”. Była to obła, składana z kawałków przezroczysta osłona wykonana z pleksi. Dodajmy osłona tylko od wiatru i deszczu, bo nie była kuloodporna.
Można tylko gdybać o ile mniejsze byłyby szanse na oddanie celnego strzału, gdyby ten dach zastąpiono jego czarną wersją. Na pewno widoczność celu byłaby o wiele mniejsza. Sam Kennedy nie chciał jednak stwarzać wrażenia, że się chowa czy oddziela od ludzi. Niestety z takim przezroczystym dachem byłby równie widoczny dla snajpera, jak i w otwartym kabriolecie, choć przy odrobinie szczęścia nawet dach z pleksi mógłby odchylić tor pocisku o te kilka kluczowych centymetrów lub być może przypadkowy blik na obłej krawędzi bąbla mógłby chwilowo oślepić strzelca.
Bieg historii mógłby się też potencjalnie zmienić, gdyby nie działania związane z kreowaniem wizerunku głowy państwa. Wrażenie słynnej młodzieńczej witalności Kennedy osiągał przy pomocy leków, które uśmierzały ból związany chorobą Addisona. Prezydent dla poprawienia postawy i ulżenia bólowi pleców pod nienagannie skrojonym garniturem nosił ciasno zapięty gorset. Czasem korzystał też z kul, ale nigdy publicznie. Gdyby feralnego dnia nie miał na sobie usztywniającego gorsetu, po pierwszym trafieniu w plecy i szyję prawdopodobnie opadłby na podłogę lub zgiął w pół, znikając zabójcy z oczu. Dokładnie tak zachował się również trafiony gubernator Connally, który w samochodzie siedział tuż przed prezydentem. Prawdopodobnie drugi strzał, a pierwszy trafiony, nie był śmiertelny dla Kennedy’ego i po szybkim dowiezieniu do szpitala, mógłby wyjść z tego cało. Jednak gorset podtrzymał ciało rannego prezydenta w pozycji pionowej, wystawiając go na kolejny strzał, tym razem w głowę. Czy strzelec mógł wiedzieć o takim szczególe?
Pewnie nie, bo stan zdrowia prezydenta był skrzętnie ukrywany, ale fortuna kołem się toczy. Pierwszy strzał chybił, choć oddany był tuż za zakrętem w ulicę Wiązów i to o kilka sekund przedłużyło życie prezydenta. A mogło go uratować. Connally zeznając przez Komisją Warrena twierdził, że tuż za zakrętem usłyszał hałas, który skojarzył mu się ze strzałem z karabinu. Zaczął się rozglądać na prawo szukając zagrożenia. Na zdjęciach widać, że część agentów Secret Service też rozgląda się w tym momencie na prawo. Parę sekund później pada drugi strzał. Te parę sekund potrzebne na przeładowanie i ponowne wycelowanie to był czas, w którym przynajmniej jeden agent mógłby własnym ciałem zasłonić prezydenta lub go szybko pochylić. Gdyby działał od razu, a nie się rozglądał na boki, trwoniąc cenne chwile. Przy tak krótkim czasie musiałyby decydować wyuczone odruchy, a nie obserwacja i analiza. Zasłonienie własnym ciałem by pewnie nie pomogło, bo z tej odległości amunicja używana przez strzelca przeszyłaby dwóch ludzi na wylot, ale już przesunięcie prezydenta z linii strzału i jednoczesne gwałtowne rozpędzenie limuzyny, aby uciec z zasięgu kolejnych strzałów, mogłoby okazać się skuteczne.
Źródło grafiki: pixabay.com
Tagi: hipotezyJFKtop secret
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Teza, że JFK został zasrzelony przez swoją małożnkę jest jeszcze bardziej absurdalna od tej, że zrobił to siedzący z przodu ochroniarz.
JFK śmiertelny strzał dostał w głowę – kula nadleciała od przodu (i z boku). Ślady po kuli zachowały się w postaci otworu w przedniej szybie oraz śladu na tylnym oparciu siedzenia. To prokurator Garrison jako pierwszy stwierdził, że śmerconośny strzał oddał strzelec stojący za parkanem (czyli lot kuli od przodu i z lewa) i jako pierwszy publicznie ogłosił, że śmierć JFK była spiskiem.