




Wystawiana w warszawskim Teatrze Współczesnym sztuka „Saszka” penetruje niebezpiecznie głęboko obszary wokół naszej świadomości.
Tytułowy bohater, w którego wciela się Borys Szyc opłaca seanse z doktorem Albertem (Sławomir Orzechowski), który jako medium pozwala mu wnikać w jaźń zmarłego ojca, Dmitricza (Janusz Michałowski). Saszkę dręczy pytanie, co ojciec o nim naprawdę sądził, jakie żywił wobec niego uczucia. Dmitricz za życia nie był rozmowny, przynajmniej z własnym synem, a jako rodzic był raczej surowy. Dzięki pomocy Alberta wchodzi w umysł ojca, widząc jego oczami krótkie urywki życia, rozmowy z innymi osobami. Saszka nie ma pewności czy to widzi w trakcie seansu wydarzyło się kiedyś faktycznie czy jest to raczej ekstrapolacja jego własnej jaźni.
Efektem ubocznym wyczerpujących seansów jest nawiedzanie Saszki w domu przez ojca. Bohater ma wrażenie że rozmawia ze zmarłym jakby ten rzeczywiście istniał i wrócił z zaświatów, by odwiedzać go w trakcie snu. Tutaj też nie jest pewnikiem czy rozmawia z duchem ojca, czy jest to rodzaj wewnętrznego dialogu z własnymi wyobrażeniami, wspomnieniami i wyrzutami sumienia. A potem wszystko się jeszcze bardziej gmatwa. W tle tych zmagań widzimy typowe rodzinne kłótnie między rodzeństwem o spadek, czy ojcowiznę sprzedać i podzielić się pieniędzmi, czy tez zostawić i pielęgnować dla przyszłych pokoleń.
Sztuka napisana przez białoruskiego dramaturga Dmitrija Bogosławskiego jest niczym jazda w lunaparku. Kiedy już wydaje nam się, że rozumiemy co się dzieje, następuje zwrot i zgłębienie w kolejną odsłonę świadomości, potem kolejną, potem jeszcze jedną. Na dobrą sprawę dopiero po zapadnięciu kurtyny, kiedy można rzecz przeanalizować w całości, dochodzimy do tego, co się wydarzyło, kto był kim, kiedy był sen, kiedy wizja, a kiedy zwykłe szare życie.
Jedną z tez, które zdaje się stawiać autor, jest to, że gdyby wnikanie w czyjąś świadomość było możliwe, a kto wie, może kiedyś będzie, to doszłoby do kompletnego zatracenia wnikającego w świecie „wnikanego”. Jeśli moje ja jest sumą wspomnień i doświadczeń, w tym pamięci jak wygląda moja twarz, rodzina, znajomi, to gdyby to wszystko nagle podmienić dajmy na to w czasie snu, nigdy byśmy się o tym nie dowiedzieli. Rozpatrując rzecz na zasadzie analogii do komputerów, można się tylko domyślać czy taka operacja byłaby niczym przełożenie procesora z jednego komputera do drugiego – zakładając, że świadomość jest głównie tym co procesuje dane lub niczym przełożenie twardego dysku – przyjmując, że procesor to tylko narzędzie, a same dane decydują o świadomości. A może jest jeszcze inaczej, jak przepięcie całego komputera z jednej sieci do drugiej, zakładając że świadomość ma też wymiar poza ciałem.
Źródło grafiki: wspolczesny.pl
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Przedstawienie Wojciecha Urbańskiego ma aurę dręczącego snu, z którego nie sposób się wybudzić. Ważne jest w nim nagłe przechodzenie akcji przedstawienia w inny punkt tej historii. Na scenie Współczesnego odbywa się to środkami pokazującymi, jak dalece teatr zasymilował środki wyrazowe innej sztuki.