





Czasy kiedy wystarczyło pobiegać w parku z białymi słuchawkami w uszach, żeby być au courant zdają się mijać. Teraz wypada biegać ze spadochronem.
Produkt powstał w Stanach, oferuje go firma SKLZ. Za 30 baksów można nabyć wersję podstawową z jedną czaszą spadochronową w kształcie kwadratu o boku długości 137cm. Podobnie jak w prawdziwym spadochronie, celem urządzenia jest wykorzystywanie oporu powietrza. W wersji powietrznej spadamy wolniej, w wersji naziemnej musimy podejmować większy wysiłek, co lepiej rozwija mięśnie. To odpowiednik dodatkowych „talerzy” dla sprinterów.
Co ciekawe podobnie jak u podniebnych skoczków, również uliczni spadochroniarze mogą się wypinać i uwolnić od swojej czaszy. W przypadku tych ostatnich producent reklamuje to jako efekt „wystrzelenia z armaty”, kiedy raptownie oswobadzamy się z obciążenia, podczas biegu na pełnych obrotach.
Kiedy treningi idą tak dobrze, że opór jednej czaszy to dla nas mało, firma SKLZ oferuje produkt w wersji professional, który ma dwie, nieco mniejsze czasze o boku długości 122 cm, cena też podwojona. Podobnie jak wersję podstawową zakładamy ją zapinając na rzepy pas wokół bioder. Pas może się luźno obracach wokół ciała, dzięki czemu nie blokuje ruchów biegacza, zaś linki przy czaszy mają osadzone między siebie siatki, które zapobiegają poplątaniu. Pojedyncza czasza waży niecały kilogram. Zaciekawione spojrzenia przechodniów na biegacza z takim sprzętem gwarantowane.
Źródło grafiki: pixabay.com
W Boliwii znajdują się najstarsze budowle megalityczne datowane na 17 tys. lat p.n.e., ale mogą liczyć nawet setki tysięcy lat (Poznański). Bloki granitu ważące setki ton przycięte są z wielką precyzją, z kątami prostymi zachodzącymi na siebie i szlifem na powierzchni jakby używano lasery. Posiadają idealnie proste krawędzie i równiuteńko rozmieszczone otwory. Budowle znajdują się nawet na wysokości 4 tys. m. n.p.m., gdzie już nie rosną drzewa, które mogłyby służyć do budowy ramp dla przesuwania tak wielkich i ciężkich bloków. W murach świątyni Tiahuanaco znajdują się rzeźbione głowy przedstawiające nie tylko mieszkańców Ameryki Pd., lecz WSZYSTKIE rasy ludzkie naszej planety, a stela pośrodku dziedzińca – Wirakoczę wyglądem wyraźnie odbiegającego od rasy indiańskiej (posiada wąsy, brodę, których Indianom brak) i raczej przedstawia Sumera z dorzecza Eufratu i Tygrysa.