




Widziałem rzeczy o jakich wy ludzie możecie tylko śnić. Wszystkie te chwile zatoną w powodzi czasu niczym łzy na deszczu. Czas umierać? O nie, Blade Runner wciąż żyje i dobrze się ma.
Ridley Scott otrzymał na „Blade Runnera” budżet w okolicach 30 mln dolarów, co było sumą trzykrotnie większą od tego, czym dysponował George Lucas przystępując do kręcenia „Gwiezdnych wojen”. „Blade Runner” to film wielki, najlepszy w dorobku Scotta. On po prostu idealnie trafił tym scenariuszem w swoje zamiłowania do szczegółu! Jako twórca reklamówek musiał opowiadać historie, mając na to zwykle kilkanaście sekund, siłą rzeczy nie było tam miejsca na rozwijanie psychologii, gdyż liczyła się gra symboli i znaczeń. „Blade Runner” składa się z kilkudziesięciu scen, z których większość rozgrywa się w precyzyjnie skomponowanych sceneriach, wypełnionych po brzegi eksponatami. W głowie widza pozostają symbole: manekiny ze studia J.F. Sebastiana, wanna w której Deckard znajduje łuskę, wentylatory na dachu, reklama TDK, aż wreszcie biały gołąb wzlatujący do nieba na tle industrialnych wież. No i symbol najważniejszy z nich wszystkich, zrobiony z origami jednorożec ze snów Deckarda. Gdy Gaff kładzie go na korytarzu, musi to oznaczać, że zna sny łowcy androidów, a to z kolei oznacza, że Deckard nie jest tym, za kogo się podaje.
Mimo tego natłoku obrazów i znaczeń udaje się opowiedzieć trzymającą w napięciu historię. „Blade Runner” po iluś już latach od kinowej premiery nadal jest filmem, nad którym nowe pokolenie ciągle dyskutuje, próbując doszukiwać się ukrytych sensów w finałowym monologu Roya Batty’ego czy w jego przemowie do dra Eldona Tyrella. To największy zaszczyt, jakiego może dostąpić film, że prawie cztery dekady po premierze wciąż znajduje nowe pokolenia fanów. „Blade Runner” jak mało które inne dzieło filmowe zasługuje na miano kultowego – nie w sensie w jakim używa się często tego słowa (im dziwaczniejszy, tym bardziej 'kultowy’), lecz poprzez to, że grupa jego wyznawców rośnie, a nie maleje jak to ma miejsce choćby w przypadku „Matriksa”. I wszyscy oni dalej zastanawiają się, czy Deckardowi rzeczywiście błysnęło w oku czerwone światełko podczas rozmowy z Rachael albo jak wygląda Tannhauser Gate.
Rutger Hauer zmarł 19 lipca 2019 r. w wieku 75 lat. W filmie umiera w listopadzie 2019…
Źródło grafiki: Warner Bros
W Boliwii znajdują się najstarsze budowle megalityczne datowane na 17 tys. lat p.n.e., ale mogą liczyć nawet setki tysięcy lat (Poznański). Bloki granitu ważące setki ton przycięte są z wielką precyzją, z kątami prostymi zachodzącymi na siebie i szlifem na powierzchni jakby używano lasery. Posiadają idealnie proste krawędzie i równiuteńko rozmieszczone otwory. Budowle znajdują się nawet na wysokości 4 tys. m. n.p.m., gdzie już nie rosną drzewa, które mogłyby służyć do budowy ramp dla przesuwania tak wielkich i ciężkich bloków. W murach świątyni Tiahuanaco znajdują się rzeźbione głowy przedstawiające nie tylko mieszkańców Ameryki Pd., lecz WSZYSTKIE rasy ludzkie naszej planety, a stela pośrodku dziedzińca – Wirakoczę wyglądem wyraźnie odbiegającego od rasy indiańskiej (posiada wąsy, brodę, których Indianom brak) i raczej przedstawia Sumera z dorzecza Eufratu i Tygrysa.
Scott uchwycił jeszcze jedno – precyzyjnie dobrał poetykę obrazu. Anglik, mający wykształcenie artystyczne (skończył Akademię Sztuk Pięknych w Londynie), w perfekcyjny sposób wykorzystał futurystyczną estetykę. Stworzył obraz miasta zimnego, technologicznego, bezosobowego megalopolis, w którym łatwo się zgubić. To metropolia bez granic, przytłaczająca jednostkę, pełna mroku, brudu, przemocy i okrucieństwa. Metropolia, którą na co dzień znają współcześni nam mieszkańcy Nowego Jorku czy Pekinu.